top of page

Pokojówka

Przekład: Waleria Barbagallo, Daria Domańska, Karolina Kubasińska

   Apartament jest ładny, chociaż oczywiście nie jest najbardziej luksusowym, w jakim mieszkaliśmy. Szkoda, że ten piękny bukiet czerwonych róż przewiązanych okropną sznurkową kokardą dyrekcja ustawiła na środku saloniku. On doskonale wie, że nienawidzę wszelkiego rodzaju kokard, szczególnie jeśli przywodzą na myśl sznury. Oczywiście nie mógł wiedzieć, że hotel powita nas podobnych rozmiarów abominacją, jednak po trzech latach małżeństwa powinien już przewidywać zawczasu tego typu rzeczy. Już ja mu pokażę jak wróci do domu. W kwestii miłości nie należy obniżać poprzeczki.    
   Trzy lata, a pamiętam to jak gdyby wydarzyło się wczoraj. Zgoda, nie jest to też aż tak dużo. Można by niemal powiedzieć, że jeszcze wczoraj pracowałam w hotelu podobnym do tego, rzecz jasna w innym mieście, w innym kraju...którego nazwy nie chcę pamiętać jak napisał Don Miguel, autor “Don Kichota z La Manchy”.
    W owym okresie byłam naprawdę przygnębiona. Mój były mąż wrócił do picia, młoda od dłuższego czasu nie zostawała w domu na noc i nigdy nie wiedziałam, dokąd szła i z kim się zadawała, a szczytem wszystkiego było to, że ta suka Loli, wielka "koordynatorka serwisu sprzątającego hotelu", ubzdurała sobie, że jest Królową Saby i że miała prawo upokarzać nas kiedy tylko chciała. Pamiętam, że pewnego dnia powiedziała mi podczas porannej odprawy, że już po raz drugi zostawiłam ścierkę w wannie jednego z pokoi.
    Ja, żeby bronić Nurkii, tej nowej rosyjskiej dziewczyny, która z niczego nie zdawała sobie sprawy, milczałam, ale zdzira uwzięła się na mnie. Zazdrośnica nie mogła znieść faktu, że jestem po studiach. Co prawda nigdy nie pracowałam w zawodzie filologa… ale przynajmniej miałam wykształcenie i gadane! Jednak tym, co ostatecznie sprawiło, że szlag ją trafił, był fakt, że ten Jeque zostawił mi trzykrotnie większy napiwek niż jej. Tego nie mogła mi wybaczyć. Rozpuszczała po hotelu plotkę, że się z nim przespałam… Czego więcej mogłam pragnąć w tamtym okresie! Wciąż bym tam tkwiła, sprzątając gówna bogaczy!
    W tamtych dniach często popadałam w  stan autentycznej depresji i wówczas szukałam jakiegoś "kopa", który przywróciłby mnie do życia. Na przykład, gdy poprzedniej nocy widziałam, jak do pokoju 212 wchodzą jakieś zakochane gołąbeczki, rozpoczynałam swoją poranną pracę właśnie tam. Uwielbiałam kiedy sypialnia nadal pachniała seksem, a pod łóżkiem lub między prześcieradłami, na których nieudolnie roztarto jakąś plamę, leżała bielizna. Nie mogę zaprzeczyć, że te zapachy i obrazy, które przywodziły mi na myśl rozpalały mnie do czerwoności i w końcu naprawdę robiło mi się mokro. Mój były mąż, Paco, nie wiedział o tym, ale te parę razy, gdy w nocy otrzymywał ode mnie jakiś niezasłużony prezent, miał on wiele wspólnego z tym, co oglądałam w pracy. Zdarzały się również dojrzałe pary, które już po zapadnięciu nocy, zapraszały do siebie jedną z tych "osób towarzyszących" jak je teraz nazywają. Dobra, powiedzmy sobie szczerze - tak naprawdę kurwiszona w całej okazałości, ale ja generalnie wolałam przeglądać scenerie bardziej niewinne, romantyczne, pachnące prawie że czystym seksem. Czułam się jakbym wybrała się na premierę i zajęła miejsce w loży.
    Tak naprawdę wszystko zaczęło się pewnego czwartku, podczas sprzątania pokoju 203. Pamiętam to jak gdyby wydarzyło się dzisiaj. Pozostawili wibrator w umywalce. Tym razem olbrzymia różnica wieku i oziębły stosunek między nimi - podczas śniadania ledwo na siebie  patrzyli - nie budził wątpliwości na temat rodzaju relacji jaką utrzymywali: otoczonej tajemnicą. Tak, jak to mam w zwyczaju robić z serwetkami, zostawiłam wibrator w dyskretnym miejscu w szafie, ale ozdobiony różową wstążeczką. Napiwek, pragnę sądzić, że dowód wdzięczności - przecież ja byłam niezdolna do szantażu!- był niezwykle hojny… Chociaż z pewnością nie mogli wiedzieć, do czego ktoś jest zdolny się posunąć, a do czego nie.
     Dla mnie pokoje były jak białe płótna, które ich lokatorzy malowali każdego dnia. Ich tożsamość odbijała się wyraźnie w śladach, które zostawiali i wystarczyło trochę doświadczenia, aby odkryć ich życie. No dobrze, także doświadczenia i umiejętności patrzenia tam, gdzie trzeba. Na przykład w tygodniu, który nastąpił po wydarzeniu z wibratorem, myślę, że było to w pokoju numer 201, znalazłam resztki kokainy. Wyczyścili lusterko, ale przejechałam po nim czarną ściereczką i ślad był niepodważalny. Szybkie sprawdzenie pokoju dało mi obraz jego mieszkańca. Sądząc po jego ubraniach, kremach do twarzy i wodzie kolońskiej, mógł to być czterdziestoletni japiszon, jasny blondyn - włosy na poduszce zdradzały początki łysienia – z nadwagą, co można było wywnioskować z kształtu wgłębienia, które zostawił na materacu.
    Ustawiłam monitoring i o 22 wróciłam  do jego pokoju. Przygwoździłam go. Pulchny blondyn, w garniturku, pod krawatem, wyczekujący z niecierpliwością momentu, w którym będzie mógł w końcu wejść do pokoju i naćpać się swoimi kreseczkami.
    To prawda, że zawiesił plakietkę “nie przeszkadzać”, ale wszyscy wiemy, że jakaś bezczelna osoba mogła ją sobie gwizdnąć, lub mogła upaść tak pechowo, że skryła się pod dywanem. Założyłam słuchawki – jeśli krzyczał “nie wchodzić”, a tak właśnie było, heavy metal z mojego Ipoda, ustawiony na maksymalną głośność, był doskonałą wymówką: “przepraszam pana, przez słuchawki pana nie słyszałam” - odparłam i jak wystrzelona kula wylądowałam pośrodku sypialni, mając doskonały widok  na wszystko. Oczywiście siedział na łóżku i pochylał się nad lakierowanym na czarno stolikiem nocnym, który przypominał przejście dla pieszych, z rulonikiem dziesięciu euro w nosie. Zanim jego zdumiona twarz i napięte ciało zdołało cokolwiek wyartykułować, zdjęłam słuchawki i powiedziałam bez mrugnięcia okiem: “Obsługa hotelowa...potrzebuje pan czegoś? Wszystko w porządku?” Mój wyćwiczony wyraz twarzy informował go, że to wszystko wydawało mi się jak najbardziej normalne.
     -Nie, dziękuję. Niczego mi nie trzeba. Może pani sobie iść.
     -Przynajmniej niech mi pan pozwoli ułożyć prześcieradła.
     Ten ruch był prawdziwie strategiczny. Szybko wyjął coś z kieszeni.
    -Naprawdę nie trzeba, proszę, nie ma potrzeby, niech pani odejdzie, niech pani odejdzie… proszę to wziąć, dziękuję…
    Nawet nie patrzył na to, co mi daje. Wyjął garść banknotów i prawie mi je rzucił, mając nadzieję, że odejdę stamtąd jak najszybciej, a po drodze zapomnę o tym, co mogłam zobaczyć. 325 euro! Połowa mojej miesięcznej pensji. Oczywiście mogłam się sprzeciwić i powiedzieć mu z sarkazmem i zimną krwią “to nie wystarczy…(nieznajomy)”; nie jestem jednak przestępczynią i co więcej… niech każdy zajmie się swoimi sprawami. Ale jeśli dobrowolnie dawali mi napiwki za moją staranność i uwagę, na wszystkie świętości, dlaczego miałabym odmówić?
  Powoli udoskonalałam swoje umiejętności obserwacji oraz metody pozwalające na nagłe wtargnięcie do pomieszczeń. Znacząco zmniejszyłam liczbę wejść, które wtedy nazwałam 'na ślepo', a które nie były niczym innym jak napaścią i próbą złapania klienta na gorącym uczynku. Pomimo tego, że efekt był zadziwiający i w konsekwencji przynosił mi największe korzyści, trafienie na  odpowiedni moment mojego nagłego pojawienia się było rzeczą trudną i narażałam się na ryzyko, że reakcja, będąca wynikiem zaskoczenia i zdenerwowania, nie będzie tą oczekiwaną.
   Do tej refleksji zostałam w dużej mierze zmuszona po spotkaniu ze znaną reżyserką teatralną, Natalie Maslow, którą przyłapałam na dawaniu sobie w żyłę, a ta wykopała mnie z pokoju wrzaskami i przesadzonymi obelgami (gdyby miała z dziesięć lat mniej, pewnie wykopałaby mnie dosłownie). Tym razem naprawdę się zmartwiłam. Nie wiedziałam, że jest sławna i bałam się, że na mnie doniesie za wtargnięcie  do jej pokoju bez pukania. Wszelkie wyjaśnienia byłyby bezcelowe. Mogła wymyślić jakiekolwiek kłamstwo i w przypadku gdyby było to jej słowo przeciwko mojemu, to ja znalazłabym się na przegranej pozycji . Na szczęście następnego ranka w recepcji wręczyli mi kopertę z moim imieniem, którą pani reżyser dla mnie zostawiła: “Moja droga, wybacz moje krzyki i zły humor. Dziękuję za wyrozumiałość.” Notatce towarzyszył jej podpis i 500 euro!
   Pomimo niespodziewanego sukcesu, od tego momentu zmodyfikowałam swój sposób działania. Po pierwsze, musiałam lepiej wybierać swoje ofiary i upewniać się, że nie są sławne. Dlatego spisywałam nazwiska gości, a następnie wyszukiwałam ich osiągnięcia i historię w internecie. Po drugie, miejsce zbrodni należało przygotować przed przybyciem lokatorów. Dowód obciążający zostawić częściowo w ukryciu, tak, by sprawiał wrażenie nieumyślnie zapodzianego. Wchodząc zauważałam go przypadkiem. „Proszę mi wybaczyć… Myślę, że się zgubiło… Gdzie mogę to położyć?” Odpowiedź zwykle była tak samo gwałtowna, jednak mniej złośliwa: „Proszę mi to dać, ja się tym zajmę… chwileczkę… to dla pani… dziękuję”.
    Kilka takich występów w tygodniu wystarczyło, by mój miesięczny zysk z napiwków wyniósł 4000 euro. Dodając do tego moją pensję i stałe napiwki, zarabiałam więcej niż kierownik hotelu. Chociaż próbowałam pohamować swoją ambicję mając świadomość tego, że wpadka mogłaby pozbawić mnie kury znoszącej złote jajka, jednak pokusa była ogromna.
    Rzadko pokazywałam się w nowej fryzurze, markowych butach, czy z brylantem na palcu. „ Dziś nie zdążyłam wstąpić do domu, żeby się przebrać”, „Boże, wzięłam ze sobą tę torebkę (Louisa Vuitton’a) nie zdając sobie z tego sprawy ”, „Co za wstyd, wyjść z takim pierścionkiem na ulicę”. Miny, które stroiła moja szefowa Loli pokazywały wszystkie kolory furii. Cała sytuacja, dosłownie, doprowadzała ją do szału. A ja oczywiście świetnie się bawiłam.
    Nigdy o nic nie pytała i, prawdę mówiąc, nawet nie musiała. Niurka świetnie ułatwiała przepływ informacji. „Tak, kochana, wygląda na to, że w domu nareszcie świetnie się układa! Uśmiechnęło się do nas szczęście! Mąż awansował w fabryce, a mała wyrosła nam na pisarkę i co chwila napływają do niej nowe projekty wydawnicze!”. No dobra, to ostatnie było tylko wymysłem, moim własnym, niespełnionym marzeniem.

bottom of page