Dziedzictwo
Ostatnie sześć miesięcy życia jego matki były piekłem, począwszy od wymazania z pamięci swoich bliskich, a kończąc na całkowitej utracie zdolności do poruszania się i porozumiewania z innymi. Dołączył do tego wszystkiego ciągły niepokój, agresja oraz bezsenność. Pod koniec trzeba było ją zmuszać do jedzenia i do wielu innych rzeczy, o których biedny Paco, tym razem, o ironio, wolałby zapomnieć.
Zdaje się, że od samego początku miał własny plan na to, jak przeciwstawić się temu, co miał mu zgotować los. Za żadne skarby świata nie był gotowy na to, aby utracić kontrolę nad swoim ciałem ani umysłem i podzielić los swojej matki. Wolał wycofać się zawczasu.
Jednak, aby zrealizować coś tak transcendentnego i ostatecznego, nie mógł czekać do ostatniej chwili gdyż wprowadzenie tego planu w życie wymagało od Paco nieprzeciętnej jasności umysłu. Gdyby pozwolił, żeby upłynęło jeszcze kilka dni, od momentu, w którym objawy stałyby się jasne, ryzykowałby, że przekroczy tę cienką granicę i nieodwracalnie straci kontrolę nad swoją własną wolą. Ostatnie kilka dni, być może zaledwie kilka godzin przed wyruszeniem w drogę, z której już nigdy miał nie wrócić, były kluczowe dla jego decyzji o dobrowolnym i, w jego mniemaniu, wyzwalającym samobójstwie. Paco zdołał przekonać samego siebie, że próba przedłużenia swojego życia do ostatniego przebłysku świadomości, była wielkim szaleństwem i głupotą.
Jeśli chodzi o środki zapobiegawcze przeciwko temu dziedzicznemu przeznaczeniu, jakim była choroba Alzheimera, jedynymi naprawdę skutecznymi były gimnastyka umysłu oraz ciągłe i wytrwałe skupianie uwagi na dostrzeganiu najmniejszych oznak problemów z pamięcią, zarówno w momencie zapamiętywania informacji, jak i próby przypomnienia ich sobie. Tak oto gimnastyka i ciągłe skupienie stały się jego dwiema obsesjami, które jak rozlewająca się plama oleju stopniowo zaczęły zajmować wszystkie obszary jego życia, aby ostatecznie zdominować je, i ujmując rzecz właściwie, odciągnąć od rzeczywistości. Spędzał dni powtarzając w głowie każde wspomnienie, próbował wykryć najmniejsze, nieistotne pogorszenie się swojej pamięci. Dowiedziałam się od jednego z jego najbliższych przyjaciół, że zdołał wypracować sobie obszerny system przechowywania informacji, które układał w długie i urozmaicone sekwencje. Był to jakby rodzaj ćwiczenia umysłu, aby utrzymać formę i zadbać o swoje zdrowie psychiczne. Zmuszał się również do codziennego dodawania nowych informacji do tej sekwencji, jednakże nikt nie wie, w jaki sposób zdołał to zrobić. W żadnym wypadku nie używał mnemotechniki, gdyż oznaczałoby to przyznanie się do choroby, albo, co gorsza, zacząłby oszukiwać samego siebie. Jego pamięć musiała działać bez zarzutu. Chciał zachować swoje naturalne zdolności i nie miał zamiaru pobudzać swojej pamięci tak, jak to czyni torreador drażniąc byka czerwoną muletą.
Od chwili, w której nad ranem otwierał oczy aż do momentu gdy ich nie zamknął wieczorem w myślach recytował swoją kolekcję wspomnień, celowo zmieniając ich kolejność, zwracając uwagę na to, czy zapomniał o pewnych informacjach, a przede wszystkim, czujnie badając, czy nie zapomniał, że o czymś zapomniał.
W takich momentach towarzystwo Pilar było dla niego jednocześnie błogosławieństwem i przekleństwem. Teraz, gdy poznałam prawdę, jestem w stanie to potwierdzić. Paco ubóstwiał Pilar, była to miłość od pierwszego wejrzenia, rzadko spotykana wśród naszych rówieśników, aż śmialiśmy się widząc ich tak zakochanych. A prawdę mówiąc, nawet im trochę zazdrościliśmy. Uwielbiał ją i miłość do niej przepełniała go szczęściem, ale także zakłócała jego ciągłą potrzebę ćwiczeń. Do tego stopnia, że zapominanie niektórych informacji można było z pewnością przypisać jego uczuciowemu zaangażowaniu. Istniała również możliwość, że był to początek zwyrodnień jego mózgu. Moment, w którym miało ujawnić się jego przeklęte dziedzictwo.
Nigdy nie rozmawiał o tym z Pilar, a ona, nauczona doświadczeniem z poprzednich związków, nauczyła się, że od płci męskiej nie można oczekiwać ciągłej uwagi, a tym bardziej całkowitego zrozumienia. Z tego powodu, roztargnienie i nieobecność Paco były dla niej doskonale zrozumiałe. Nie zdawała sobie sprawy z dramatu, który odgrywał się w jego umyśle za każdym razem gdy do niego mówiła, ciągłej walki między potrzebą kontrolowania wszystkiego, co działo się w jego głowie, a jego pragnieniem słuchania Pilar, jego ukochanej, która otwierała przejście na niebezpieczne wody oceanu najeżonego informacjami do przetworzenia.
Okazało się, że siostra Paco posiadała klucz do rozwiązania makabrycznej zagadki jego śmierci. Po części wspomniał jej o tym, ile cierpienia zadawał mu związek z Pilar, podczas gdy my byłyśmy przekonane, że obydwojgu żyło się z jak w bajce. Zakazał siostrze wspominać nam o tym ze strachu, że Pilar mogłaby dowiedzieć się o jego odczuciach. W głębi serca myślał, że choroba, którą prawdopodobnie odziedziczył, była przeklętym darem dla ukochanej dziewczyny, co gorsza, dla przyszłej żony, skazanej na urodzenie także chorych dzieci.
Po jego śmierci wyznała nam prawdę. W ten sposób potwierdziło się to, co zaczynałyśmy podejrzewać. Aby móc kontrolować i stopniowo włączać do zbioru informacji wszystkie nowości, które pojawiały się w jego życiu za sprawą Pilar, i które wymuszały na nim wyczerpujące treningi umysłu, Paco postanowił odwlekać, ograniczać i jak najbardziej skracać ich spotkania i rozmowy. I przez jakiś czas nawet dobrze mu to szło. Jednak z czasem stało się to nie do zniesienia i gdy Pilar po setny raz próbowała namówić go na weekend we dwoje nad morzem, nie potrafił jej już odmówić.
Wierzył, że być może udałoby mu się przezwyciężyć sytuację, w której się znajdował, jeśli tylko skoncentrowałby się wystarczająco, trochę bardziej wysilił. Jednak prędko uzmysłowił sobie, że ogrom uczuć, nowych spostrzeżeń, pragnień, które obudziła w nim Pilar, słów i spojrzeń, które z nią wymieniał, były niemożliwe do przetworzenia. Jego głowa stała się hałaśliwym rojem, miejscem przenikania się coraz to nowszych komunikatów, atakujących z każdej strony, które za wszelką cenę pragnął poskładać i uporządkować. Jednocześnie zdawał sobie sprawę z przeraźliwej prawdy; próbując przyswoić lawinę nowych odczuć, które wywoływały w nim słowa Pilar, zapominał o wcześniejszych informacjach, lub co gorsza, przestawał pielęgnować pamięć o nich.
W końcu, w sobotę, około północy, zablokował się, nie mógł wytrzymać ani minuty dłużej. Jego twarz zastygła w połowie zdania, którego nigdy nie dokończył. Wpadł w amok, stan krytyczny, w którym liczyło się jedynie to, by utrzymać się przy życiu, oddychać i przestać myśleć. Zamknąć wszystkie możliwe przejścia dla nowych wiadomości i uciec jak najdalej, uwolnić się.
I wtedy właśnie zatroskana Pilar zobaczywszy, że zastygł bez ruchu zapytała go, co się dzieje, czy dobrze się czuje. Nieświadomie dała mu wymarzony pretekst, żeby zakończyć ich związek. Paco uczepił się tej deski ratunku i oświadczył, że jego zdaniem to, co jest między nimi nie sprawdza się i muszą dać sobie czas.
Wrócił do domu, żeby się pozbierać, to znaczy pozbierać ciąg informacji, uporządkować listę przechowującą wszystkie zdarzenia, dzień za dniem, która gwarantowała mu sprawną pamięć. Jednak nie udało mu się zrobić tego tak płynnie jak kiedyś; urywki wydarzeń, słowa, gesty, obraz Pilar przerywały jego próby i wzmagały wzrastający w nim niepokój. Czyżby nadszedł moment, którego tak się obawiał? Czy byłby zdolny rozpoznać pierwszy znak, pierwszy objaw? Czy to już czas, by wkroczyć na drogę, z której nie ma powrotu?
I właśnie wtedy, 28 grudnia, w dzień Santos Inocentes, nasz niewinny żart z udziałem nieistniejącej Paoli, przypieczętował jego los, podsuwając mu długo oczekiwany znak przeznaczenia, które wypełnił rzucając się w przepaść.