Dziedzictwo
Przekład: Wiktoria Mróz, Małgorzata Witkowska
Wiadomość otrzymałyśmy podczas lunchu, kiedy to wspominałyśmy niewinny żart, który zrobiłyśmy Paco dzień wcześniej, 28 grudnia*. Wszystkie trzy śmiałyśmy się do rozpuku, dopóki nie zadzwoniła Marta i nie dowiedziałyśmy się, co się wydarzyło. Nie mogłyśmy w to uwierzyć, jeszcze niecałe dwadzieścia cztery godziny temu Paco pożegnał się z nami w dość dziwny sposób. Byłyśmy przygotowane na wielkiego focha, który będzie trwał przez kilka dni, ale nie na to, że już nigdy go nie zobaczymy. Ta wiadomość zwaliła nas z nóg, ale największe wrażenie i tak wywarła na Pilar, oczywiście. Pobiegłyśmy do jej domu, który znajdował się w pobliżu kawiarni. Gdy otworzyła nam drzwi wyglądała jak tysiąc nieszczęść; blada; zrezygnowana, załamana. Poszłyśmy za nią do jadalni, a ona machnięciem ręki wskazała nam, abyśmy usiadły. W dłoni trzymała kartkę papieru, którą mi podała, jako że siedziałam najbliżej.
- Policja mi to przekazała – powiedziała. „Tylko ja jestem odpowiedzialny za tę decyzję, nikt inny. Odbieram sobie życie, abym nie musiał już więcej cierpieć i ranić tych, których kocham”.
Marta ukryła twarz w dłoniach, powtarzając ledwo słyszalnym głosem: „niemożliwe, niemożliwe, niemożliwe”. Ana doznała nagłego spadku ciśnienia, które dopadło ją na szczęście, kiedy siedziała na kanapie. Ja natomiast wybuchnęłam histerycznym płaczem.
***
Kiedy poprzedniej nocy usiadłyśmy do kolacji, Paco pojawił się roztaczając wokół aurę tajemnicy. Dołączył do nas przy stole i nawet nie przeprosił za spóźnienie. Gdy zapytałyśmy, co u niego słychać, wydawał się zdenerwowany. Opowiedział nam w kilku słowach o ostatnich dniach spędzonych z Pilar w domku, który wynajęli poprzedniego tygodnia i który okazał się być miejscem ich nieoczekiwanego rozstania. Przyszedł na chwilę, aby nie robić nam przykrości, ale musiał zaraz wychodzić.
- Nie winię Pilar – mówił. – Przyszedł czas, że nie byłem już sobą i mimo, że bardzo ją kochałem – nadal kocham - wszystko się posypało. Koniec końców zrozumiałem, że będzie jej lepiej beze mnie. Teraz chyba rozumiecie, dlaczego wolę być sam.
Wtedy do akcji wkroczyła Marta niczym pikador drażniący byka.
- Paco, wiem, że bardzo to przeżywasz i że nadal wszystko wydaje ci się zagmatwane w związku z całą tą sytuacją, ale dlaczego mylisz Pilar z Paolą? Czy coś się między wami wydarzyło?
Jego twarzy przybrała wyraz konsternacji, ale po chwili odpowiedział Marcie z lekkim uśmieszkiem na twarzy dając do zrozumienia, że to, co mówi to czysty absurd. Wtem zerwała się Ana, która, przejmując rolę toreadora, uszczypliwie przypomniała mu, że jego ex nazywa się Paola, a nie Pilar. Kolejny cios jak uderzenie włócznią z ozdobnymi wstążkami, której używają do drażnienia byka na arenie.
- Zwariowałyście czy coś paliłyście?- zapytał Paco.
- Zaczynasz mnie martwić Paco – wkroczyłam do akcji – Mówimy poważne. Dlaczego nie zadzwonisz do swojej byłej i nie zapytasz jej „jak ma na imię”?
Szpada matadora trafiła w rdzeń kręgowy. Powinnyśmy były zwrócić uwagę na fakt, że nie stawiał oporu i zachowywał się niepewnie, oraz że zdecydował się do niej zadzwonić.
- Cześć Pilar, to ty? – we trójkę słuchałyśmy, jak Pilar krzyczy przez telefon usiłując dowiedzieć się, kim jest jej rzekoma imienniczka. Paco momentalnie znieruchomiał i zbladł, a ja wzięłam od niego telefon.
- Cześć Paola, tu Laura. Siedzimy przy kolacji z Aną, Martą i Paco. Zdaje mi się, że Paco nie wie, że jest obiektem żartów i zbyt poważnie potraktował nasze wygłupy. Wybacz, już nie będziemy ci przeszkadzać. Na razie.
Ku naszemu zaskoczeniu Paco, wciąż trupio blady, niczym w scenie wskrzeszenia Łazarza, zerwał się i unikając spojrzeń, bez słowa wybiegł z restauracji. Kiedy odchodził, przypominał widmo. W momencie gdy zniknął, wybuchnęłyśmy gromkim śmiechem. Choć reszta gości lokalu średnio podzielała nasz entuzjazm, nie mogłyśmy się opanować.
Czekając, aż Paco pójdzie po rozum do głowy, zamówiłyśmy kilka drinków. Byłyśmy pewne, że niedługo wróci, aby się z nami podroczyć, lub że zadzwoni z domu i powie : "No przecież! Dziś 28 grudnia, dzień Santos Inocentes!"
Od jakiegoś czasu wydawał się być zmęczony życiem, niczym z krzyża zdjęty. Miałyśmy nadzieję, że zaraz odezwie się do nas w lepszym humorze, o wiele bardziej wyluzowany i radosny niż wtedy, kiedy przekroczył próg restauracji, już na powitanie wyglądając jak zmora, i wspólnie obśmiejemy całe zajście. Jednak ani się nie zjawił, ani nie zadzwonił.
-Aż tak by się gniewał? - zapytałam przyjaciółek, gdy zorientowałam się, że minęły już przeszło dwie godziny. Wówczas pomyślałyśmy, że najwidoczniej teraz sam chce z nas zażartować. Dzwoniłyśmy kilkakrotnie, by wytłumaczyć mu ten głupi żart, ale nie odbierał. Po kolejnych dwóch godzinach bez znaku życia z jego strony, zdałyśmy sobie sprawę, że trochę przesadziłyśmy. Nie minęło dużo czasu od jego rozstania z Pilar i nadal stanowiło to dosyć delikatny temat. Jednak z drugiej strony sama Pilar nie odmówiła udziału w naszej szopce gdy padła taka propozycja. Powiedziała nam to, o czym już wcześniej byłyśmy przekonane, czyli że ten żart rozładuje napięcie między nimi i pozwoli im zbliżyć się do siebie na nowo. Tak miały się sprawy tamtej nocy.
***
Z czasem, rozmawiając z niektórymi z jego znajomych i siostrą, dowiedziałyśmy się o szczegółach z życia Paco, które pozwoliły nam zrozumieć to, co się stało. Wszystko zaczęło się w momencie, gdy stan zdrowia matki naszego przyjaciela zaczął się pogarszać z powodu Alzheimera. Ta choroba dotknęła także innych członków jego rodziny - wujka i o wiele młodszego od niego kuzyna.
Kiedy sprawy miały się coraz gorzej i choroba jego matki zmusiła go do umieszczenia jej w domu opieki, zrozumiał, że kobieta, którą tak dobrze znał nie przypomina już jego matki. Jak to miał w zwyczaju powtarzać, jesteśmy tym, co pamiętamy. Ta biedna kobieta, która dała sobie radę jako samotna matka w okropnych latach 50 w Hiszpanii, nigdy się nie poddając, teraz uległa niewidzialnemu wrogowi, który nieuchronnie rósł w jej głowie. Zapomniała o wszystkim: o głodzie, zimnie, cierpieniu, smutku i ludziach dookoła niej. Nie pamiętała o swoim mieszkanku z balkonem, który po brzegi wypełniały rośliny, o łzawych telenowelach o 5 po południu, dzięki którym zdawała się wierzyć, że jej życie nie jest aż tak straszne i które pomagały znosić towarzyszącą jej samotność. Ostatnimi czasy choroba wymazała z jej pamięci także Paco, pierworodnego, którego to zawsze kochała do szaleństwa.
Paco studiował psychologię i był pewien, że to kim byliśmy, jesteśmy i możemy się stać, zależy od naszej zdolności zapamiętywania, od naszej pamięci.
To w niej zamieszkują twarze przyjaciół, droga powrotna do domu, rocznice i numery telefonu. Nasze przekonania, rzeczy których się boimy i które skrywamy. Jednym słowem nasza tożsamość. Paco wiedział jak wielką rolę odgrywa dziedziczenie w tej chorobie. Tak więc mając na uwadzę bezlitosny sposób w jaki postępuje ona z członkami jego rodziny, zdawał sobie sprawę, że los z niego zadrwił, nie dając mu żadnych szans. Wynik najważniejszej z rozgrywek, zwanej życiem, został z góry przesądzony, zanim nawet spojrzał w swoje karty.
Kiedy wielki strach coraz głębiej zaczął się w nim zakorzeniać, a kolejne obawy rosły w siłę jak chwasty w jego głowie, zajął się profilaktyką. Jak w przypadku każdej innej choroby, była ona niezbędna. Rozpoznanie pierwszych symptomów, chociaż dla większości osób były one niezauważalne, mogło znacząco wpłynąć na różnice między jego stabilną i w miarę samodzielną przyszłością, a taką, w której pogarszający się stan umysłu nie pozwalałby mu działać niezależnie, byłby jedynie skazany na łaskę innych.
* 28 grudnia w Hiszpanii obchodzony jest El Día de los Santos Inocentes (tłum. Dzień Świętych Niewiniątek) - odpowiednik polskiego Prima Aprilis.