top of page

Układanka

Przekład: Weronika Stańczyk, Agata Wilińska

       Kiedy to wspominam, towarzyszy mi wrażenie, jakby wszystko dopiero co się wydarzyło. Sytuacja ta miała miejsce dokładnie pięć lat temu, piątego lipca. Wciąż czuję  jego oddech, język i usta na moich ustach. Wtedy po raz kolejny nasze rodziny postanowiły wybrać się razem na wakacje, tym razem na wybrzeża Normandii. Bawiłam się z jego starszym synem Peterem, z którym dzieliło mnie 3 lata różnicy, on miał 13 lat, a ja 16. Próbował mi zabrać piłkę, co było jedynie wymówką, aby dotknąć mojej klatki piersiowej. Udawał, że ten prostacki gest był niezamierzony. Nie poświęcając mu większej uwagi, oddaliłam się, mówiąc, że idę popłynąć w stronę boi. Być może była to wina wyjątkowo dusznego lata, lub też wysiłku, który musiałam włożyć w odebranie piłki Peterowi, czy też po prostu sprawiły to hormony, które aż buzowały we mnie z powodu obecności Daniela. Prawda jest taka, że zamroczyło mnie, przez co nagle znalazłam się parę metrów pod powierzchnią wody. Nie minęło nawet pięć minut, gdy chwycił mnie w swoje ramiona i posadził na kole w kształcie delfina. Zawsze chciałam myśleć, że Daniel, ojciec Petera, przybył tak szybko, aby mnie uratować, ponieważ nie spuszczał ze mnie wzroku. Delikatnie położył mnie na piasku i gdy zauważył, że oddycham z trudnością, nie zawahał się zająć moimi ustami. Dzielenie z nim oddechu oznaczało dla mnie coś więcej niż sztuczne oddychanie, było to jak obietnica życia.

        Pomimo tego, że wszyscy obecni, moi rodzice, bracia, Peter, a nawet Doris, żona Daniela, oklaskiwali jego heroiczną postawę i twierdzili, że uratował mi życie, ja i tak wiedziałam, że w rzeczywistości nie zagrażało mi żadne niebezpieczeństwo. Gra toczyła się o wyższą stawkę, o moją przyszłość, którą widziałam tylko u jego boku. Podobnie jak i teraz, także wtedy nie obchodziło mnie dwadzieścia pięć lat różnicy między nami. Nie zważałam też na jego piętnastoletnie małżeństwo ani na zażyłą znajomość jaka łączyła go z moimi rodzicami. Zawsze wiedziałam, że byliśmy sobie przeznaczeni jak w przebojach z lat osiemdziesiątych, których mogłam słuchać godzinami. 

       Przez te wszystkie lata, czekając aż nadejdzie dzisiejszy dzień, moje osiemnaste urodziny, zbierałam wiarygodne informacje na temat Daniela Acosty: dobrze przeżyte czterdzieści sześć lat, wspólnik mojego ojca i założyciel firmy ubezpieczeniowej zajmującej się wszystkimi rodzajami pojazdów bezsilnikowych, czyli rowerami, hulajnogami, deskorolkami… Hedonista, elegancki, seksowny i niezwykle atrakcyjny! 

      Do tego oczywiście niezwykle pedantyczny. Ojciec wielokrotnie nam tłumaczył, że Daniel jest najbardziej ułożoną, rzetelną i punktualną osobą jaką kiedykolwiek poznał. Jedna z anegdot, która nawiasem mówiąc jest moją ulubioną a zarazem najczęściej opowiadaną w towarzystwie, dotyczy jego rzekomej pracy jako ‘eki-san’, co dosłownie oznacza ‘upychacza’. Pełnił tę funkcję w metrze w Tokio, gdzie przez trzy lata robił studia magisterskie. Tam właśnie dostał dorywczą pracę, która polegała na wciskaniu do właściwych wagonów metra setek ludzi, którzy codziennie próbowali dojechać na czas do pracy. Wiele razy marzyłam o Danielu, na jawie lub we śnie, wyobrażając go sobie w białych rękawiczkach, lśniących butach, w obcisłym kostiumie ratownika i nienagannie czystej czapce. Wyobrażałam sobie, jak wpycha mnie do wagonu, dotyka całego mojego ciała, i jak na planszy tetrisa, układa moje ramiona, korpus i nogi. 

     Oprócz tych wszystkich głupot, robiłam też notatki – był to obiektywny zapis moich spostrzeżeń, nie mający nic wspólnego z kiczowatą ideą prowadzenia pamiętnika. Uwagi te wyraźnie charakteryzują Daniela i jego otoczenie. Od dnia, w którym mnie pocałował, nasze życie stało się elementem tej samej układanki. Nie wiedział jeszcze o tym, że zaczęłam interesować się badaniami antropologicznymi – wcześniej też nie miałam pojęcia, że właśnie tak się to nazywa. Zaczęłam więc analizować i bacznie obserwować obiekt moich badań - Daniela Acostę. Wszelkimi sposobami próbowałam spędzić jak najwięcej czasu w jego otoczeniu: jadłam  obiad z Peterem w jego domu (biedak… do dzisiaj myśli, że się w nim zakochałam); pojawiałam się w biurze za każdym razem, gdy ojciec był w podróży służbowej, aby zasugerować Danielowi wyjście na wspólny obiad. Dzwoniłam do niego nawet na Skype’a, żeby poprosić o jakąś absurdalną radę. Ponadto zostawałam u nich w domu pod jakimkolwiek pretekstem. Czasem też wpadałam na niego podczas wieczornego joggingu, oczywiście ‘przypadkowo’... Jako, że w jego otoczeniu istotna była Doris – kobieta, którą poślubił (pamiętajmy jednak, że to ja byłam mu naprawdę przeznaczona), musiałam także zdobyć jej zaufanie, aby wyciągnąć informacje o Danielu z innej perspektywy. Pod pretekstem problemów w relacjach z matką, z domniemanymi chłopakami, koleżankami z klasy lub z miesiączką ( typowe zmyślone kłopoty nastolatka), poddawałam ją serii wywiadów - myślała, że to tylko kobiece rozmowy (które nagrałam, ukrywając dyktafon w kieszeni).

        Ma się rozumieć, że odkąd skończyłam 18 lat, cały ten obszerny materiał został uzupełniony o wyczerpujące wyszukiwania w Internecie. Sprawdzałam wszystko, co pojawiało się pod hasłem „Daniel Acosta”, „inżynier Acosta Fernández”, jego firma „Motor&Bike”, „Doris Zúñiga”, „Peter Acosta”, jego numer telefonu, adres mailowy…

      W wieku 19 lat opanowałam już oprogramowanie do analizowanie danych jakościowych, co pozwoliło mi na wnikliwe przestudiowanie osobowości Daniela. Jego sposobu interakcji, stylu i preferencji na różnych płaszczyznach życia. Mogłam bez problemu przedstawić jego codzienny plan dnia:

         O godzinie 7:00 (lub wcześniej) idzie do toalety, myje zęby, waży się, a potem pije kawę z mlekiem (ze stewią, żaden słodzik, a tym bardziej cukier).

         O 7:30 przegląda pocztę. Odpowiada na ważne i mniej ważne maile.

        Godzina 8:00 - filmy porno. Wchodzi na ekskluzywną stronę internetową, na której trzeba mieć wykupione członkostwo. Ze swojego pobytu w Japonii wyniósł zamiłowanie do kobiet ubranych jak uczennice liceum, jeśli nawet nie młodszych…(Ha! Punkt dla mnie!) 

     O 8:30 wychodzi do pracy. Droga na pieszo zajmuje mu 30 minut i dociera do celu dokładnie o 9:00. Zazwyczaj wchodzi o pełnej godzinie, nie wcześniej, nie później. Dlatego też reguluje swój krok, aby przekroczyć próg biura punktualnie o godzinie 9:00. Raz tylko zdarzyło się, że musiał zatrzymać się i pomóc rowerzyście, który uległ niewielkiemu wypadkowi. Pomimo tego, że zaraz potem rozpoczął wyścig z czasem próbując przybyć do pracy ze swoją wypracowaną dokładnością, spóźnił się 6 minut. Wszyscy pracownicy widzieli, że wszedł do pracy zdenerwowany, ze spuszczonymi oczami i skierował się prosto do gabinetu swojego współpracownika - mojego ojca, aby publicznie przeprosić go za spóźnienie. Nikt o tym nie wie, ale Daniel sam sobie wymierzył karę za popełniony błąd. Pewnego razu, według wyznań Doris, wyszedł z domu o 8:00 (z tego powodu nie obejrzał żadnego filmu porno - to już wydedukowałam sama) i szedł okrężną drogą do pracy. Te dodatkowe 30 minut pokonał na boso. Spotkałam go w tym stanie podczas prowadzenia śledztwa. Powiedział mi, że robił to już kilka razy i, że w Japonii jest to dosyć popularny sposób na wzmocnienie nóg (Ha, ha!).

     Od 9:00 do 13:00 praca. Każdą czynność sprawdza trzy razy. Ma w zwyczaju dzwonić niespodziewanie do swoich agentów ubezpieczeniowych i modyfikując głos, podszywa się pod klienta. Czasem też decyduje się spędzić parę godzin ze swoimi pracownikami, obserwuje uważnie ich czynności, zadając nieustannie pytania i odnotowując wszystko, co mogą poprawić. Pod koniec miesiąca wysyła spersonalizowane raporty, wskazując każdemu mocne i słabe strony oraz potrzebę poprawy pewnych czynności. Raz w miesiącu, również bez uprzedzenia, pojawia się egzaminator, którego Daniel opłaca z własnej kieszeni, aby ocenił jego pracę. Oferuje mu premię w zależności od tego, jak istotne błędy wytropi w jego pracy.

     O 13:30 je w restauracji ‘kechic!’, która znajduje się na przedmieściach, około 12 km od jego pracy. Dlatego też, czeka na niego zawsze zamówiona wcześniej taksówka, aby mógł tam dojechać w nie więcej niż 30 minut. 

Podczas dokładnej selekcji lokali znajdujących się w zasięgu 15 km, zdecydował się na restaurację, która oferuje zdrowe jedzenie, a także zróżnicowane menu i przyzwoite ceny. Jego stolik zawsze jest przygotowany, a jego dzienny jadłospis z góry ustalony. O 15:00 znów punktualnie pojawia się w pracy.

        O 19:00 wraca do domu. Sprawdza zadania domowe Petera. Przez 15 min rozmawia z Doris, aby wykazać zainteresowanie jej sprawami.

       20:00, godzina poświęcona na spacer, podzielony na pięć części. 10 min rozgrzewki (i obserwacji), 10 min marszu, 10 min joggingu, 20 min szybkiego biegu i przez ostatnie 10 min zmniejsza tempo. Oczywiście zawsze pokonuje tę samą trasę, chyba że, jak to było podczas pierwszego okresu moich badań, na horyzoncie pojawia się jego sąsiad spod numeru 23 (makler giełdowy, zarozumiały i pedantyczny) lub Pani Bringa (czterdziestoletnia Albanka, obrotna i majętna, która bezwstydnie zaleca się do Daniela), w takim wypadku wybiera trasę B.

21:15. Po prysznicu, skromnej kolacji i, co było kluczowe dla mojego śledztwa, po tysiącu wymyślonych zadań, które musi zrobić, kładzie się do łóżka już po tym, jak zaśnie Doris (powiedzmy sobie szczerze, żeby nie uprawiać z nią seksu). Podczas mojego wyczerpującego dochodzenia okazało się, że kładł się z nią, żeby ją posiąść (biblijnie rzecz ujmując), czyli po prostu pieprzył, tylko podczas pierwszej soboty miesiąca.

        W efekcie, prawdziwa układanka, gdzie każda rzecz ma swoje miejsce. Świetnie pamiętam  rozmowę, kiedy Daniel zwrócił się tymi słowami do mojego ojca “słuchaj Fernando, wszystko musi być na swoim miejscu…” na co bez namysłu odpowiedziałam “i na wszystko znajdzie się miejsce”. Myślę, że to był pierwszy raz kiedy zwrócił na mnie uwagę w inny sposób niż dotychczas. Podniósł lewą brew, powoli rozchylił usta i powiedział “racja Lola, każda rzecz ma swoje miejsce”. Aż do tej niesamowitej chwili zawsze nazywał mnie Lolitą!

         Jako, że doskonale znam Daniela, zadzwoniłam do niego dziś o 8 rano w moje dwudzieste pierwsze urodziny, umyślnie przerywając mu masturbację.

      - Daniel? (cisza, celowo długa i niepokojąca, aby sprawdzić czy mnie rozpozna)

      - Loli… Lola, to ty?

      - Cześć Daniel, tak tak to ja… Wiesz, jaki mamy dzisiaj dzień?

      - Hmm… Twoje urodziny i już nie możesz doczekać się prezentu?

      - (Bezgraniczna radość)…. Ha, ha! I tak i nie. To moje urodziny, ale nie dzwonię w sprawie żadnego prezentu. Chcę ci coś powiedzieć.

      - Tak…?

      - O 8:55 przed biurem?

      -Tyle że punktualnie o 9:00 zaczynam pracę i nie chciałbym…

      - To zajmie tylko trzy minuty, obiecuję.

      - Dobrze.

 

    Tak oto stałam tam w obcisłych szortach, które podkreślały mój zgrabny tyłek, w przylegającej do skóry koszulce, która uwydatnia moje małe, twarde sutki, w odkrytych sandałach ukazujących moje idealnie wypielęgnowane stopy, z ustami pomalowanymi w kolorze różowej gumy do żucia, we włosach z pasemkami do ramion i w okularach przeciwsłonecznych Dolce&Gabbana, które mi podarował na dwudzieste urodziny. 

     -8:55. Cześć, Lola. Fantastyczna punktualność!... Mów, trzymasz mnie w niepewności.

     -Daniel, Doris nie pasuje do twojego życia. Pomyśl o tym. 

     Po obdarzeniu go dwoma powolnymi i namiętnymi buziakami w oba policzki (drugi dość blisko kącika ust), poszłam sobie.

    Taka była prawda. No dobrze, w połowie. Może i Doris miała swoje pięć minut, w końcu ktoś taki jak Daniel nie mógł się pomylić. Jednakże teraz, z upływem czasu, nie było już dla niej miejsca. Ujmując to lepiej, miałaby swoje miejsce, ale oczywiście nie tam, gdzie była teraz - u boku Daniela. Sam Daniel prawdopodobnie miał tego świadomość. Może nie widział tego zbyt wyraźnie, ale wiem, że w głębi duszy to wiedział. Potrzebował tylko kogoś, kto mu to pokaże.

bottom of page